środa, 28 lutego 2018

Podsumowania, plany i... co dalej z blogiem?

Ostatnio dużo się u mnie dzieje, kończyłam kilka dużych projektów, planuję następne, co jest odczuwalne również na blogu. Mam wiele pomysłów na nowe wpisy, dużo rozpoczętych, ale niedokończonych wpisów, ale brak czasu i trochę inne priorytety również w życiu prywatnym nie pozwalają mi pisać tyle, ile bym chciała i tyle, ile kiedyś pisałam.



Co się u mnie ostatnio wydarzyło?

Przede wszystkim w Walentynki obroniłam moją pracę magisterską pt. "Philosophical themes in J.R.R. Tolkien's The Lord of the Rings and The Hobbit, or There and Back Again". Jak pewnie się domyślacie - była to praca z literatury. Ze względu na zbieg nieprzewidzianych okoliczności obronę przełożyłam sobie o w sumie ponad 3 lata. Cieszę się, że mam to już za sobą i nadal trochę nie wierzę, może zacznie to powoli do mnie docierać dopiero, gdy odbiorę dyplom. Na chwilę obecną każdemu, kto zastanawia się nad odłożeniem w czasie swojej obrony choćby "tylko o pół roku" - całkowicie to odradzam! Nie róbcie tego! W moim przypadku były to "tylko" 3 lata, ale słyszałam też o przypadkach, gdy ludzie odkładają swój egzamin magisterski o 5 czy 10 lat, albo w nieskończoność (co później ma poważne konsekwencje na przykład przy wyborach prezydenckich) ;)

Była to już moja druga obrona pracy magisterskiej, jak zwykle dużo stresu, a okazało się, że to tak naprawdę tylko formalność :) Ocena na dyplomie to +dobry :) Czekam na dyplom.

A tak wyglądałam chwilę po egzaminie, w drodze na obiad:



Drugi duży projekt to certyfikat TEFL. Historia z nim związana rozpoczęła się pewnego zimnego (a może nawet mroźnego?), ciemnego wieczoru. W prywatnej rozmowie ustaliliśmy, że nie lubimy zimy i może fajnie byłoby zamieszkać w ciepłym kraju i żeby nam jeszcze dobrze za to płacili. I jakoś tak od słowa do słowa wyszło, że może by tak... do Dubaju? W Zjednoczonych Emiratach Arabskich przykładowo dzisiaj termometr wskazuje 24 stopnie, co w porównaniu do dzisiejszej temperatury w Łodzi (-10 st.) wydaje mi się upałem. 80% mieszkańców to tak zwani expaci, czyli ludzie przede wszystkim z Europy i USA, którzy jako specjaliści pracują w Emiratach, przede wszystkim jako inżynierowie. Expaci często przyjeżdżają z całymi rodzinami i ktoś ich musi uczyć angielskiego w szkołach międzynarodowych. Hajsy są w miarę dobre, większe niż w PL dla nauczycieli, a do tego nie płaci się podatku dochodowego :D No więc, Iza pomyślała wtedy: "why not?" i zaczęła research: "jak uczyć angielskiego w Dubaju". Okazało się, że najlepiej mieć certyfikat TEFL lub CELTA. I w ten sposób padło na TEFL w Pradze. W międzyczasie rzuciłam się również na książki na temat Dubaju, Abu Dhabi, Emiratów i całego Półwyspu Arabskiego. Pod koniec czerwca, zaraz po końcu roku szkolnego pojechałam do Pragi, gdzie odbywają się kursy stacjonarne TEFL. Pamiętam, był wówczas niesamowity upał, około 30 stopni (prawie jak w Dubaju), a my siedzieliśmy w zimnym, klimatyzowanym pomieszczeniu ;) O wyprawie do Pragi i kursie TEFL pisałam Wam tutaj: Gdzie zrobić certyfikat TEFL + recenzja. Później przyszła wiosna, w Łodzi było tak pięknie, wszystko zakwitło, później lato, zaczęliśmy myśleć, że może jednak zostaniemy. Dlatego na razie Dubaj odłożony na później, ale zobaczymy ;)

A tak wygląda Dubaj:


W Pradze podczas tego 20-godzinnego kursu poznałam świetnych ludzi z całego świata. Ale do tego był jeszcze 120-godzinny kurs online. Nie wiem, czy robiliście kiedyś sami kurs online, ale czasami jest to trudne ze względu na brak wewnętrznej motywacji i/lub dyscypliny, Pamiętam jednak, że z Czech przyjechałam bardzo zmotywowana, zwłaszcza, że pozostali uczestnicy chwalili się, że są już np. w 5. lub 6. module (z dziesięciu). Dobrze, że zaczynały się wakacje, bo miałam na to czas. Kurs online szedł mi bardzo dobrze, a dzięki dobrym wcześniejszym notatkom miałam wysokie wyniki z testów po każdym module. Po przerobieniu wszystkich modułów jest jeden duży końcowy test, a następnie są dwa pisemne zaliczenia. Tutaj to już nie są przelewki, trzeba samemu stworzyć tekst i dodatkowe materiały. Oceniane są przez nauczycieli w Anglii, gdzie TEFL Academy ma swoją siedzibę. Zrobiłam to! Pierwsze zaliczenie miałam na 85%, a drugie na 86%. Tym sposobem czekam na certyfikat, który zostanie przysłany pocztą :)

Ostatnim dużym projektem, który przez ostatnie miesiące zaprzątał mi głowę były studia podyplomowe z Nauczania filozofii i etyki. Studia ukończyłam, do kolekcji mam kolejny dyplom (ale też jeszcze czekam na papier). Przy okazji byłam na bardzo ciekawych praktykach u bardzo fajnego nauczyciela etyki i języka polskiego. Przeprowadziłam też kolejne zajęcia z Lego-Logos. Było warto. Po zakończeniu tych studiówjuż mogę być oficjalnie nauczycielem etyki i filozofii + oczywiście języka angielskiego. Studia z filozofii ukończyłam już wcześniej, lecz gdybym mogła to studiowałabym tam dalej ;) Natomiast studia podyplomowe były mi oficjalne potrzebne, aby móc uczyć etyki i filozofii.

DONE IS BETTER THAN PERFECT
Co prawda praca magisterska jest napisana "tylko" na +dobry. A TEFL zdany jedynie na "85%". Ale co z tego? Owszem, mogłabym siedzieć na tymi pracami jeszcze i pół roku, albo i rok, dopieszczać je do perfekcji, albo porzucić napisanie i oddanie ich, ponieważ nie są perfekcyjne. Wówczas straciłabym mnóstwo już zainwestowanego czasu i poczucie, że czegoś nie dokończyłam, czegoś co powinnam była dokończyć. Papierów by nie było, hajsy by się nie zgadzały, a praca, którą w to wszystko włożyłam poszłaby na marne. Ale jak to mówią: "Zrobione jest lepsze od doskonałego". Nie ma sensu rozczulać się nad czymś w nieskończoność. Owszem, może i moja praca magisterska  nie była idealna, już po wydrukowaniu i złożeniu jej w dziekanacie znalazłam 4 literówki + brak przecinka! Jak mogło mi się to zdarzyć? Mnie, którą drażni najmniejsza literówka w książce, gazecie, internecie, czy w napisach do filmów. A samą pracę czytałam chyba ze sto razy, Word podkreślał mi błędy, mój promotor też zwracał uwagę na moje przeoczenia. Nic to, żyje się dalej. Myślę, że nie jestem pierwszą absolwentką, która obroniła pracę z literówkami ;) Poza tym już po zakończeniu pisania pracy chciałam dopisać jeszcze fragment o "Housemaid's Tale", ale stwierdziłam, że to już za dużo, aby rozpoczynać nowy wątek. Po prostu temat pasowałby mi do rozdziału o kontroli i monitoringu niczym w Big Brotherze lub Panoptykonie. Czytaliście? Oglądaliście? "Opowieść podręcznej" ryje psychę, ale naprawdę warto zapoznać się z tą dystopijną historią. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach.


I... uczę. Przedszkolaki, gimnazjalistów, 7-klasistów, w tym olimpijkę oraz dorosłych. W końcu zaczęłam pracę na etacie jako nauczyciel języka angielskiego, być może zacznę się wspinać po tej drabinie awansu zawodowego, ale na razie jestem na samym dole. Łączę to z własną działalnością, współpracuję z dwiema szkołami językowymi i jedną prywatną placówką oświatową, chodzę na szkoleniach i konferencjach metodycznych, czasami również z kiermaszami książek Usborne. I jeszcze tak zwane życie prywatne i relaks :) Jak znaleźć na to wszystko czas? ;) Chciałabym reaktywować bloga (kolejne podejście), pisać regularnie dla Was, ale też przede wszystkim dla siebie. W blogosferze językowej zrobiło się ostatnio trochę ciasno, co może być dość demotywujące (czy czytaliście już post na blogu Ani English-nook: Martwica, zastój, impas?) Jednak staram się tym wszystkim nie zrażać i tak jak już wspomniałam - pomysły na kolejne wpisy są, trzeba je tylko wystukać na komputerze i wypuścić w eter internetów :)

Przy okazji od razu zapowiadam kolejny post - już w poniedziałek zapraszam do przeczytania nowego posta w ramach blogowej akcji "Tydzień Książki #2"! Wpadajcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz